Prawdziwe emocje zamiast rozmów o herbacie
7 marca wystartuje nowy serial Polsatu pt. „Linia życia”. W ramówce zajmie miejsce po „Samym Życiu”, czyli będzie emitowany od poniedziałku do piatku o godz. 19.30. W scenariuszu przewidziano wielkie tajemnice i nieoczekiwane zwroty akcji.
Nowy serial Polsatu powstaje w trójmiejskich plenerach i warszawskich wnętrzach. Już na samym początku dojdzie do tragedii, która wstrząśnie bohaterami, a zarazem rozbudzi konflikty.
– Ten serial zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem jest już tylko mocniej – przekonuje Beata Ścibakówna, wcielająca się w rolę żony właściciela wytwórni soków owocowych.
Aktorka, która – jak sama przyznaje – na ogół sceptycznie podchodzi do czytanych scenariuszy, tym razem jest zachwycona. – Zagłębiając się w otrzymany materiał, byłam ciekawa, co będzie się działo dalej, chciałam jak najszybciej przeczytać kolejne odcinki – opowiada.
Marta Ścisłowicz, która gra Annę, siostrę Igora Grabowskiego (w tej roli Tomasz Ciachorowski), zaznacza, że w fabule „Linii życia” nie ma miejsca dla papierowych, jednobarwnych postaci.
– Tu naprawdę dużo się dzieje. Nie ma rozmów o kanapkach i o herbacie czy kawie, tylko cały czas są prawdziwe emocje – zapewnia.
A skoro są emocje, to muszą pojawić się konflikty. Pierwszy z nich rodzi się między Anną – typem córeczki tatusia (w roli ojca Jan Monczka) a Igorem, który wdał się w matkę (Beata Ścibakówna). Między rodzeństwem wciąż iskrzy, a zapalnikiem okazuje się narzeczony Anny, Michał Ostrowski (Andrzej Niemyt). Igor go wprost nie cierpi i nie może znieść myśli, że siostra z kimś takim zamierza ułożyć sobie życie.
– Michał to mój główny antagonista. Uważam go za człowieka nieodpowiedzialnego, chciałbym lepszej przyszłości dla Anki, i nie pozwolę, aby ktoś taki skalał rodzinę Grabowskich – ujawnia Tomasz Ciachorowski.
Oprócz rodziny Grabowskich widzowie będą mieli okazję poznać perypetie trzech innych rodów.
– Ich losy zazębiają się w miarę rozwoju wypadków – zdradza Aleksander Mikołajczak, prywatnie tata robiącej karierę w USA Izy Miko, któremu przypadła rola Wiktora Ostrowskiego, ordynatora oddziału chirurgii.
Jednak, jak podkreśla Marta Ścisłowicz, serial jest tak skonstruowany, że w kolejnych sezonach będą eksploatowane inne rodziny.
– Wątek Grabowskich jest motorem napędowym pierwszej części, natomiast później ten akcent zostaje przeniesiony na następną rodzinę – wyjaśnia.
A Beata Ścibakówna zapewnia, że dzięki temu widzowie się nie znudzą. Obie aktorki zaznaczają też, że zastosowanie nowej formuły, niespotykanej dotąd w polskich tasiemcach, jest równie ważne od strony zawodowej – pozwala na twórcze i świeże podejście do roli. W dodatku przy produkcji „Linii życia” zadbano, aby aktorzy poznawali losy swoich bohaterów na kilkanaście odcinków do przodu, co Beata Ścibakówna postrzega jako największą zaletę.
– Znamy swoje postacie, wiemy jak dawkować emocje, jak rozgrywać pewne sytuacje, bo wiemy, co się dalej wydarzy. To dla nas ogromny komfort – podkreśla.
Większość ekipy zna się z planu „Samego życia”, zatem część aktorów czuje się jak w domu. Ale nawet ktoś, kto – jak Tomasz Ciachorowski – dopiero do nich dołączył, jest w stanie odczuć i docenić przemiłą atmosferę.
– To są dla mnie zupełnie nowe warunki, dopiero uczę się imion osób z ekipy, jednak dostrzegam już przyjazny klimat i spotykam się z życzliwością współpracowników – potwierdza „Ciacho”, który w „Linii życia” zrywa z wizerunkiem sympatycznego amanta. Jednocześnie ma nadzieję, że mimo jego wad, widzowie spojrzą przychylnym okiem na Igora.
alicja
5 czerwca 2011 @ 17:38
Tak to własnie jest.